wtorek, 18 sierpnia 2015

Od Taigi

Więc może zacznę od tego, że nigdy nie należałam do normalnych dziewczyn. Zawsze bez makijażu, deska, muzyka, imprezy to były moje żywioły, nie mówiąc już o broni, różnego rodzaju akcjach ze znajomymi i treningami z karate. Widząc ogłoszenie w gazecie, że za przejście jakiegoś labiryntu, jestem ustawiona do końca życia, stałam jako pierwsza w kolejce, w końcu kto by z takiego czegoś nie skorzystał. Nie było mi źle, ale bez rodziców z schorowaną babcią, ciężko było powiązać koniec z końcem, gdybym wtedy wiedziała w co się pakuje. Pozwolili nam zabrać jedynie plecak, no więc i taki miałam. Czarny z naklejkami, przypinkami, porysowany. W środku trochę jedzenia wody, mp3, słuchawki, jakiś notes i długopis żeby w razie czego zrobić sobie mapkę. Możecie się śmiać, ale przez pierwsze trzy dni rysowałam taką oto mapkę, po czym zaczęłam się w niej gubić. Myślałam, że ktoś w końcu po mnie przyjdzie, przyleci cokolwiek. Szłam pomiędzy murami tanecznym krokiem wywijając włosami, kiedy na ziemi dostrzegłam dwie katany, a obok nich małą karteczkę " broń się" Pierwsza myśl? "No dobre sobie" Chciałam już je wyrzucić jednak coś mnie powstrzymało, do dzisiaj jestem wdzięczna temu przeczuciu, chyba tylko dzięki temu jeszcze żyje. Za następnym zakrętem zauważyłam... Coś... Nie było to ani stworzenie, ani człowiek, nawet nie wiem czy to coś żyło. Jednak gdy tylko mnie zauważyło, ruszyło w moją stronę. Plecak wylądował obok ściany, a ja przybrałam pozycję bojową, no albo zginę albo przetrwam, sytuacja wydawała się dosyć jasna i klarowna. Śpiewając pod nosem piosenkę cięłam to coś, strach odłożyłam na bok. Kopnęłam to truchło i wtedy do mnie dotarło, że nikt już po mnie się nie zjawi. Jednak skoro na środku drogi znalazłam miecze i karteczę, a za rogiem tego stwora, to oznacza, że muszą nas widzieć, czyż nie?
- Wyjdę z tond, kasę możecie już przelewać na moje konto! - Krzyknęłam z uśmiechem podnosząc jedną katanę w górę. - Odbija Ci Tai, odbija - Powiedziałam sama do siebie. Mój plecak ponownie znalazł się na plecach, przeskoczyłam trupa i ponownie tanecznym krokiem ruszyłam na przód, miałam plan. Iść cały czas prosto. Przecież gdzieś powinnam dzięki temu trafić. Po kolejnych dniach dowiedziałam się, że zrzucają paczki, nie raz znalazłam jedynie chustkę czy też puste opakowanie, pamiętam, że nie jedno takie rozwaliłam, ale i niejedno znalazłam. Broń, jedzenie, woda, ubrania, a nawet leki tutaj wszystko było potrzebne więc brałam wszystko jak leci, nawet nie patrzyłam czy jest mi to aktualnie potrzebne czy nie. Tylko raz spotkałam kogoś żywego... Zginął po kilku godzinach... Cóż dobrze, że się do niego nie przywiązałam, stwierdził, że sam sobie poradzi, nie zatrzymywałam go. Po kilku godzinach znalazłam go...a  raczej jego pozostałości i stwora który go zjadał. Niezbyt miły widok, ale miał w torbie kilka ładnych rzeczy więc musiałam się tak jakoś dostać. Usiadłam pod jednym murem i otworzyłam konserwę, zaczęłam jeść zatykając przy tym nos. Było ohydne, ale wartościowe, człowiek miał po tym tyle energii, że szkoda gadać. W takich właśnie chwilach tęskniłam za swoją małą kuchnią w której zazwyczaj na gazówce stał garnek z zupą z kapusty, jadłam to prawie codziennie z obrzydzeniem, a mimo wszystko chciałabym znowu poczuć ten smak w ustach. Kończyłam właśnie swój posiłek kiedy usłyszałam czyjeś kroki. Jak zawsze ustawiłam puszkę pod ścianą w razie gdybym tu przyszła po raz kolejny, będę wiedzieć po sobie ślad. Wyciągnęłam katany i oblizałam kącik ust, gotowa na wizytę kolejnego stwora

(Ktoś chętny? ^^ )